Wiara w życiu publicznym – wielu już na same te słowa zapala się czerwona lampka w głowie. Przecież to bardzo modne ostatnio stwierdzenie, żeby religię zostawiać w kościele. Tylko dla nas, chrześcijan, to trochę mija się z prawdą. W końcu jako ludzie wierzący jesteśmy zobowiązani do dawania świadectwa i głoszenia miłości Jezusa jak najdalej się tylko da. Jednak bardzo łatwo można to opacznie zrozumieć. Świadectwo to przede wszystkim codzienne, drobne wybory w życiu, a słowa są jedynie dodatkiem. Wiara powoduje przemianę serca, więc naturalne jest, że z doświadczenia bliskości Boga w moim życiu, pragnę chociażby służyć innym i żyć Ewangelią.
Wracając do głównego tematu po tej krótkiej dygresji – wiara nie przeszkadza w zaangażowaniu się w życie społeczne. Wręcz przeciwnie, ułatwia je. Tylko nie w takim znaczeniu, że nagle wszyscy będą się z nami zgadzać lub nas popierać. Żyjemy w zbyt spolaryzowanym społeczeństwie, by było to możliwe. Wiara jednak daje nam pewne podłoże moralne, kształtuje osobowość i charakter, a także uczy człowieka miłowania bliźnich i szukania najpierw dobra w innych ludziach. W końcu sam Jezus też często wychodził przed szereg oraz korygował faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Zawsze manifestował prawdę o Bogu i Jego miłość do każdego człowieka, a dopiero później skupiał się na Prawie. Jednak w Ewangelii wg św. Mateusza podkreślił, by oddać cesarzowi, co cesarskie, a Bogu to, co boskie. Jesteśmy, jak to mówi Paweł w swoim liście do Hebrajczyków, pielgrzymami na tej ziemi. Żyjemy w poszczególnych państwach, w pewnych środowiskach o różnych poglądach i kulturze. Dostaliśmy od Boga czas tutaj na ziemi i mamy go wykorzystać jak najlepiej, by poprzez służbę i własną pracę oddać Jemu chwałę. To przeminie i pozostanie wieczność, ale jesteśmy powołani do świętości już teraz. Z tego też powodu my – młodzi Kościoła – staramy się żyć pełną piersią i angażujemy się w różne akcje społeczne, w życie publiczne czy także politykę. Staramy się poprzez te różne działania zmieniać nasze otoczenie na lepsze. Również jako wspólnota podejmujemy wiele akcji z zakresu wolontariatu, by poprzez oddanie chwili wolnego czasu, wywołać uśmiech na czyjejś twarzy.
Poprzednia część tego artykułu to bardziej teoretyczna strona medalu. Jednak najbardziej interesująca jest zawsze praktyka. I od razu rodzi się milion pytań pokroju: Czy głosujesz za X, czy za Y, skoro taki/-a wierzący/-a jesteś? Popierasz taki czy taki plan gospodarczy? Co myślisz o ostatnio przyjętej ustawie? Itd. Może odczaruję niektórym pewną wizję w ich głowach, ale jest tyle różnych światopoglądów, ile ludzi na tej planecie. Tak samo jest u wierzących. O ile pewne poglądy moralne i etyczne kształtuje w nas Ewangelia, o tyle np. gospodarczo każdy myśli nieco inaczej. I bardzo dobrze! W końcu, jak pewien święty mawiał: ,,W rzeczach ważnych zgoda, w rzeczach mniej istotnych wolność, a we wszystkich miłość”. Jedność Kościoła nie polega na byciu własnymi klonami, ale na ubogacającej wspólnotę różnorodności, którą jednoczy miłość Jezusa, która jest fundamentem wszystkiego. Nie musimy zgadzać się ani popierać innych światopoglądów, ale tak ważny jest wzajemny szacunek oraz chęć dialogu i konstruktywnej dyskusji, by próbować zrozumieć czyjś punkt patrzenia. To z pewnością ułatwia budowanie mostów niż ich nieustanne palenie.
Z tego wszystkiego najgorsza jest jednak obojętność w życiu. Ciągłe dostosowywanie się i zmienianie zdania jak rękawiczki. Wtedy ta sól, którą według Jezusa jesteśmy, traci swój smak i staje się bezużyteczna. Prawdziwy uczeń Jezusa potrafi się sprzeciwić panującej modzie i pragnie wybierać zawsze Ewangelię, choćby wiązało się to z wykluczeniem przez innych. Nie mamy zadowalać innych, ale po prostu żyć tak, by ostatecznie dojść do wiecznego zbawienia. W międzyczasie warto jednak ubrać te wygodne buty i wstać z kanapy, bo do przejścia mamy jeszcze całe życie.